Mało jest już włosomaniaczek, które nie wypróbowały tej maski. Opinie o niej są tak podzielone, że postanowiłam wypróbować specyfik na własnych włosach. A że trafiłam akurat na promocję - nie wahałam się zbyt długo. Miałam nadzieję, że mi się spodoba - dedykowana do włosów suchych i zniszczonych, powinna ładnie dociążyć i nawilżyć moje. Ale czy to zrobiła? O tym poniżej :)
Opakowanie to 150 ml tubka (fajnie stoi na półce) z klapką i niewielkim otworem. Z łatwością wyciśniemy tyle produktu, ile nam akurat potrzeba. Myślę, że problem może byc z wydobyciem resztek i tu sprawdzą się tylko nożyczki i rozcięte opakowanie :) Ehh nie ma jak to mój ulubiony słoiczek z zakrętką... Zapach trochę chemiczny, ale do zniesienia, nie utrzymuje się zbut długo na włosach. Konstystencja lejąca, przez co maska staje się niezbyt wydajna.
Jedziemy ze składem:
Ciekawe ekstrakty, sporo naturalnych olejków.
Opis producenta, sposób użycia:
Moja opinia:
Niestety, na moich włosach maska okazała się kompletnym bublem. Nie nawilża, nie odżywia, nie zmiękcza, nie ułatwia rozczesywania. Włosy były po niej szorstkie, matowe, trochę spuszone. Przy czesaniu wyrywałam sobię ich mnóstwo, ze względu na splątanie. Stosowałam produkt na dwa sposoby: 1) na 5 minut po myciu oraz 2) na 30 minut po myciu pod czepek + turban. Działanie maski było podobne w obu przypadkach... Szkoda, bo przy tak dobrej dostępności, niezbyt wygórowanej cenie, dość dobrym składzie byłaby stałym gościem w mojej łazience. Nie wiedziałam, w jaki sposób mogę ją zużyć nie krzywdząc włosów. Ale w końcu wymyśliłam :) Dodaję ją do serum olejowego dla leniwych, o którym pisała Anwen. W tym przypadku sprawdza się świetnie. W ogóle samo serum jest genialnym pomysłem, daje o niebo lepsze rezultaty niż olejowanie na sucho, czy też na mokro.
Miałyście? Może polecicie mi coś ciekawego Alterry?