wtorek, 4 marca 2014

Fructis goodbye damage - recenzja odżywki

Do kupienia tej odżywki skusiło mnie... sama nie wiem co. Skład przeciętny, dużo sztucznej chemii, trochę ekstraktów, silikon i tyle. Może wzięłam ją ze względu na ładne opakowanie, albo na chęć wypróbowania czegoś nowego, ale nie rosyjskiego. ;) W każdym razie nie spodziewałam się świetnych rezultatów na moich włosach. Do testów podeszłam dość sceptycznie. Moje włosy były wtedy zadowolone, w dobrej formie. Nie było więc potrzeby ich "ratowania".  Daruję sobie wklejanie opisu producenta, ponieważ każda świadoma włosomaniaczka powinna kierować się raczej składem kosmetyku, niż obietnicami.


Skład:
Aqua/water, cetearyl alcohol, behentrimonium chloride, cetyl esters, nacinamide, saccharum officinarum extract / sugar cane extract, hydrolyzed vegetable protein pgpropyl silanetriol, trideceth-6, chlorhexidine digluconate, limonene, camellia sinensis leaf extraxt, linalool, benzyl salicylate, benzyl alcohol, amodimethicone, isopropyl alcohol, pyrus malus extract / apple fruit extract, pyridoxine hci, citric acid, butylphenyl methylpropional, cetrimonium chloride, citronellol, citrus medica limonum peel extract / lemon peel extract, hexyl cinnamal, phyllanthus emblica fruit extract, parfum.

Cena: 10zł/200 ml

Konsystencja: produkt jest gęsty, co czyni go wydajnym

Zapach: przyjemny, słodki, dość szybko "ucieka" z włosów

Działanie:
Kosmetyk zamknięty jest w opakowaniu na klik, co jest wygodne, chociaż uniemożliwia wydobycie jego resztek. Sama odżywka ma smarowną konsystencję, którą przyjemnie nakłada się na włosy. Początkowo moje pukle fajnie na nią zareagowały - bardzo ułatwiła ich rozczesywanie. Po wyschnięciu wyczułam miękkość, elastyczność, zero puchu. Nie obciążyła też za bardzo. Niestety po kilku godzinach końcówki zaczęły strączkować. Poplątały się  tak bardzo, że musiałam spiąć włosy. Po kilku użyciach pod rząd zauważyłam oblepienie włosów. Stały się smętne i bez życia. W ruch poszedł oczywiście szampon z sls i załatwił sprawę. :) Opakowanie dokończyłam stosując naprzemiennie z innymi odżywkami - nigdy raz po razie. W tym systemie jakoś dała radę. Ale ogólnie nie jestem zachwycona, już do niej nie wrócę.


Miałyście któryś z produktów goodbye damage?
Co o nich myślicie?

niedziela, 2 marca 2014

Moje włosy w dziennym świetle i "od przodu"

Witajcie! :) Niedawno uświadomiłam sobie, że zazwyczaj pokazuję Wam włosy nie dość, że od tyłu, to jeszcze na zdjęciu z lampą. Tu niestety jest wina aparatu, który ma już ładnych parę lat i nie służy najlepiej. Dziś udało mi się zrobić kilka zdjęć w plenerze, dlatego chciałam pokazać, jak włosy wyglądają całościowo, razem z twarzą. :) Są muśnięte słońcem, zdjęcie wykonane bez lampy. Grzywka wyjątkowo nie prostowana (zazwyczaj robię to prostownicą - niestety), świeżo podcięta i dlatego jest na całym czole. Częściej zaczesuję ją na bok. Cały czas zastanawiam się, czy lepiej wyglądam z grzywką, czy bez. Końcówki również minimalnie podcięte - 1cm.


Pogoda wcale nie była tak piękna, jak by się mogło wydawać. Słoneczko wyszło tylko na chwilę, a temperatura nie sprzyjała długim spacerom (tylko 3 stopnie). Szybko wróciłam do domu, do swoich obowiązków.


Jak Wam się podobają moje włosy od przodu? :)

środa, 26 lutego 2014

Maska do włosów Gloria - cudo za grosze

Dzisiejszą bohaterką jest maska, którą kiedyś kupiłam przypadkiem podczas postoju w Redzie (akurat wracałam z nadmorskich wakacji). Stała taka niepozorna wciśnięta między inne kosmetyki do włosów. Niska cena skusiła mnie do zakupu. Skład też wydał mi się przyjemny, szczególnie wyciąg z szyszek chmielu. ;) Opakowanie również przypadło mi do gustu - szata graficzna może nie powala, ale forma słoiczka jak najbardziej mi odpowiada. To chyba mój ulubiony rodzaj zamknięcia kosmetyków - można wydobyć nawet najmniejsze resztki.


Skład:
Aqua, Cetrimonium Chloride, Cetyl Alcohol, Humulus Lupulus Extract, Parfum, Panthenol, Glyceryl Stearate, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone(and) Methylisothiazolinone, Bromonitropropandiol, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Benzyl Salicylate, Citral.

Cena:
ok. 7 zł/240 ml

Dostępność:
Auchan

Kolor/zapach:
Produkt jest biały, posiada przyjemny zapach


Działanie:
Moje włosy polubiły się z tym produktem już od pierwszego użycia. Były gładkie, miękkie i fajnie się układały. Maska znacząco ułatwia rozczesywanie. Dociąża, więc będzie odpowiednia dla włosów suchych i wysokoporowatych. Pozostawia je takie śliskie, mimo braku silikonów. Aż mi gumka z nich zjeżdżała. :p Stosowana na skalp trochę wzmaga przetłuszczanie, nakładałam więc tylko na długość. Konsystencja średnia, nie za gęsta, ale też nie spływa z włosów. Dość wydajna, wystarczyła mi na długo.

Żałuję, że jest tak kiepsko z dostępnością Glorii. W moim mieście nie ma sklepu Auchan, do najbliższego mam daleko. Maska podbiła moje serce na tyle, że kupuje ją zawsze przy okazji wyjazdów do miast, w których jest Auchan. :) Warto ją wypróbować, gdyż za kilka złotych możemy znaleźć ideał.


Miałyście?
Zamierzacie wypróbować?

poniedziałek, 24 lutego 2014

Źle dobrałaś podkład? Dopasuj go do swojej cery :)

Uwielbiam podkłady mineralne Annabelle Minerals. Głównie za dobre krycie, trwałość, naturalny efekt i za brak zapychania. Używam wersji kryjącej. Moim pierwszym kolorem był golden fair. Początkowo byłam z niego zadowolona, wtapiał się w moją skórę dając idealny efekt. To się zmieniło kiedy zaczęłam stosować balsam brązujący. Podkład stał się za jasny, wyglądałam jak klown. Zamówiłam więc odcień golden light - o jedno oczko ciemniejszy od poprzedniego. I co się okazało? Za ciemny i jakby za mało żółtych tonów w nim. Kompletnie mi nie pasował. Zastanawiałam się co zrobić, nowe, duże opakowanie, nie mam komu dać, a wyrzucić szkoda. Myślałam, myślałam i wymyśliłam. :) Dopasuję podkład do swojej cery.


Sklep kolorówka znałam już wcześniej - kupowałam tam puder ryżowy. Tym razem potrzebne mi były pigmenty. Wybrałam żółcień żelazową, tycjan oraz dwutlenek tytanu. Jako gratis dostałam cocoa. Moim celem było jak najlepsze dopasowanie podkładu do mojej cery.

Zaczęłam od nasypania małej porcji podkładu Annabelle Minerals do pustego słoiczka po starym podkładzie. Dodałam odrobinę dwutlenku tytanu, ugniotłam twardą końcówką pędzla do pudru, dodałam jeszcze więcej aż stwierdziłam, że kosmetyk jest odpowiednio rozjaśniony. Następnie nasypałam maleńką szczyptę żółcieni żelazowej, ugniotłam, sprawdziłam czy kolor mi odpowiada. Brakowało mi jeszcze trochę żółci, więc dodałam jeszcze pigmentu, wymieszałam i znów sprawdziłam. Było idealnie. :)


Tycjanu ani cocoa nie użyłam w ogóle, jakoś mi nie pasowały. Poniżej widzicie efekt mojego eksperymentu. Światło dzienne, starałam się jak najlepiej uchwycić kolory. Wiadomo, że nie dopasowywałam kosmetyku do kolory ręki, tylko do twarzy. Jestem bardzo zadowolona, gdyż tak naprawdę pierwszy raz mam podkład idealnie dopasowany do swojej cery.


Tak naprawdę każdy mineralny podkład możemy "przerobić". Nie wiem jak sprawa by się miała z tymi płynnymi. Jeśli wymagałyby tylko niewielkiej korekty, nie ma problemu. Pigmenty dosypuje się w ilościach minimalnych, więc kosmetyk znacząco nie zmieniłby konsystencji. Warto jednak pracować na małych ilościach, w razie czego nie będzie szkoda wyrzucić. Jeśli macie źle dobrany podkład i chcecie poeksperymentować, warto zerknąć na koło barw. Te leżące naprzeciw siebie wzajemnie się znoszą, np. pomarańczowy zgasimy niebieskim.


Najłatwiej dopasować podkład korzystając z baz kolorystycznych.
*za ciemny - color blend white
*za jasny - color blend black
*za mało żółty - color blend yellow
*za żółty - color blend blue lub color blend bellflower
*za ciepły - color blend neutral, color blend cool
*za chłodny - color blend warm, color blend honey
*za mało różowy - color blend venetian rose
Możliwości jest wiele, ja podałam tylko przykłady.


Co myślicie o moim eksperymencie?
Skusicie się na coś takiego?
A może macie idealnie dosasowany podkład? Pochwalcie się :)


piątek, 21 lutego 2014

Serum na porost włosów babuszki Agafii-czy się sprawdziło?

W poprzednim poście możecie znaleźć krótką relacje z pierwszego miesiąca zapuszczania włosów. Wspomniałam, że jedynie dwa produkty stosowałam regularnie i to im zawdzięczam dodatkowy centymetr włosów. (Bez wspomagaczy 1 cm, ostatnio 2 cm przyrostu.) Wewnętrznie stosowałam drożdże - piłam codziennie pół kostki zalanej wrzątkiem. Zewnętrznie wspomagałam się serum na porost włosów babuszki (uwielbiam to słowo :D) Agafii. Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat kosmetyku. :)

Opis:
Aktywne serum ziołowe na porost włosów zawiera w swoim składzie kompleks ekstraktów i olei z roślin stymulujących pobudzenie wzrostu - prawoślaz, cytryniec chiński, żeń-szeń, melisa, korzeń łopianu, pokrzywa, kotki brzozowe oraz prowitaminę B5, kompleks drożdży piwnych, papryczkę chili i Climabazol®

Prowitamina B5 – stymuluje przemianę materii, aktywizuje regenerację komórek skóry. Kompleks drożdży piwnych –zawiera proteiny(źródło energii), witaminy grupy B, wszystkie podstawowe aminokwasy. Zapewnia kompleksowe działanie odżywcze. Papryka - aktywizuje mikrokrążenie, co poprawia transport odżywczych substancji bezpośrednio do korzeni włosów.

Produkt przeszedł badania w laboratoriach Ministerstwa Zdrowia Rosji.


Skład:
Składniki INCI: Althaea Officinalis Extract (prawoślaz), Shizandra Chinensis Officinalis Oil (olej z cytryńca chińskiego), Panax Ginseng Extract (żeń-szeń), Mellissa Officinalis Leaf Oil (olej z melisy), Arctium Lappa Root Extract (łopian), Urtica Dioica Extract (pokrzywa), Betula Alba Extract (kotki brzozy), Yeast Extract (drożdże piwne), Capsicum Anuum Fruit Extract (papryka ostra), Climbazole (konserwant grzybobójczy), Allantoin (alantoina), Pantothenic Acid (kwas pantetonowy), Neolone (konserwant).

Prawie same naturalne ekstrakty. Wcierka nie zawiera alkoholu, przez co jest bardzo łagodna dla skalpu, nadaje się dla wrażliwców.

Cena: ok 16zł/150 ml


Działanie:
Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć, że kosmetyk ma taki brązowawy kolor, przez co po kilku użyciach brudzi butelkę. Samo opakowanie jest wygodne, atomizer sprawdza się tutaj znakomicie, nie lubię takich "lanych" wcierek. Produkt jest całkiem wydajny, wystarczył mi na 1,5 miesiąca stosowania (nie jestem zbyt oszczędna). Co do samego działania kosmetyk sprawdził się bardzo dobrze. Po miesiącu zauważyłam wysyp baby hair, z czego bardzo się ucieszyłam. :) Serum przyczyniło się do delikatnie szybszego wzrostu włosów, ale efektu "wow" nie było. Nie wzmaga przetłuszczania włosów, wręcz przeciwnie - odrobinkę je ogranicza. Zauważyłam też minimalnie większe odbicie włosów od nasady. Produkt nie podrażnia, jest bardzo łagodny. Mogę go Wam polecić z czystym sumieniem. :) 



Miałyście?
Zamierzacie wypróbować?
Jaką wcierkę obecnie stosujecie? Napiszcze koniecznie. :)


poniedziałek, 17 lutego 2014

Aktualizacja włosów - relacja z zapuszczania #1

Dziś mija miesiąc od kiedy postanowiłam, że jednak przydałoby się zapuścić choć z 10 cm włosów. Od razu zaczęłam się wspomagać od wewnątrz - piciem drożdży. Od zwenątrz oczywiście również - stosowałam wiele produktów, jednak tylko jeden z nich regularnie (serum babuszki Agafii na porost włosów). Efekt? Zmierzyłam pasemko - w styczniu było 47 cm, teraz jest 49 cm. Patrzę na odrosty - 2,5 cm. Tylko, że włosy farbowałam tydzień przed zmierzeniem pasma, więc odrosty nie są wiarygodną miarą. :p
Włosy podrosły 2 cm. Dla mnie to o 1 cm więcej niż zazwyczaj. Najbardziej widać to po grzywce. Ogólnie jestem zadowolona, głównie dlatego, że włosy się zagęściły. Wyrosło masę baby hair, które muszę teraz wygładzać, by nie odstawały. ;) Końcówki lekko podniszczone, ale nie bardziej niż zwykle. Taki urok wysokoporowatych. Na razie nie podcinam, może za miesiąc lub dwa.


Starałam się, żeby zdjęcia były w podobnej perspektywie. Ale po prawo włosy bardziej falują, więc nie do końca widać przyrost.
Kolejny miesiąc spędzę z glutkiem (czytaj siemieniem lnianym). ;) Jestem ciekawa, czy okaże się lepszym wspomagaczem, niż drożdże.


Zapuszczacie włosy?
Czym się wspomagacie?

piątek, 14 lutego 2014

Kochajmy siebie samych :)

Maciek Maleńczuk śpiewał kiedyś wraz z zespołem Pudelsi:

Nikt tego nie wie, jak ja kocham siebie
O sobie tylko śnie!
Nieważne dziewczyny, nieważne przyczyny
Ja po prostu kocham się
Na nikogo nie czekam, tylko sobie przyrzekam
Z sobą tylko być

Nigdy się nie pokłócę, nigdy się nie porzucę
Nie rozdzieli mnie nic
Nigdy z sobą się nie kłócę, nigdy siebie nie porzucę

Całe noce, całe dnie, ja po prostu kocham się


Dziś jest święto miłości, dlatego chcę zwrócić szczególną uwagę na kochanie... siebie. Tak, tak, nieraz zdarza się, że pamiętamy o wszystkich, tylko nie o sobie. Ja należę raczej do grupy umiarkowanych hedonistów, którzy uważają że nagradzanie siebie jest jak najbardziej w porządku. :) Oczywiście forma nagradzania może być różna, np. spędzenie niedzieli w ulubiony sposób, długa wieczorna kąpiel relaksacyjna z dodatkiem olejków, pójście do teatru, czy jakiś prezent. Nagradzam się, np. za zdaną sesję (mam całkiem niezłe oceny w tym półroczu :D), za dobrze wykonaną pracę, czy za ukończenie rozdziału magisterki. Dziś nagrodziłam się za to, że mam pozywtyny stosunek do samej siebie (dawniej bywało z tym różnie). ;)



Czarne mydło Babuszki Agafii, o którym już od dawna marzyłam, w końcu jest moje!
Tak samo jest w maską marokaństą Planeta Organica.

Dzisiejszy dzień spędzam dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Odwiedzę kilka ciekawych miejsc (w tym teatr, w którym jeszcze nie byłam) w towarzystwie narzeczonego, będę próbować potraw, których smaku wcześniej nie znałam. Po powrocie do domu również nie zabraknie rozrywki. :)


Życzę Wam dużo prawdziwej miłości. :)

Jak spędzacie dzisiejszy dzień?
Podarowałyście sobie dziś coś wyjątkowego?