piątek, 29 marca 2013

Love2Mix Organic - szampon z papryczką chili - stymulacja wzrostu

OPIS (ze strony bioarp):
Szampon zapobiega wypadaniu włosów i stymuluje ich wzrost, ma odżywcze i rewitalizujące działanie. Za pomocą zawartego w składzie organicznego ekstraktu pomarańczy szampon głęboko oczyszcza włosy i skórę głowy, wzmacnia cebulki włosowe i pobudza wzrost włosów, odświeża skórę głowy. Organiczny ekstrakt z chili poprawia krążenie krwi, zapobiega wypadaniu włosów. Szampon ma przyjemny zapach, nadaje się idealnie do pielęgnacji każdego rodzaju włosów i skóry głowy.

Składniki aktywne:
Organiczny ekstrakt z pomarańczy (Organic Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract) - oczyszcza włosy i skórę głowy, wzmacnia cebulki włosowe i pobudza wzrost włosów, odświeża skórę głowy .
Organiczny ekstrakt z papryczki chili (Organic Capsicum Frutescens Fruit Extract) - poprawia krążenie krwi, zapobiega wypadaniu włosów .
Ekstrakt z ziarna kakaowca właściwego (Theobroma Cacao Seed Extract) – nawilża, poprawia objętość włosów cienkich zachowując ich lekkość.
Żeń-szeń (Panax Ginseng Extract) - wyciąg z korzenia żeń - szenia stosowany jest w kosmetyce jako preparat odmładzający skórę i zapobiegający łysieniu i wypadaniu włosów.

Skład INCI: Aqua with infusions of Organic Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Organic Capsicum Frutescens Fruit Extract, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Glutamate, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Theobroma Cacao Seed Extract, Panax Ginseng Extract, Benzyl Alcohol, Sodium Chloride, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Citric Acid, Lycopen, Caramel.

Cena: 17 zł/360 ml
Dostępność: bioarp, kalina-sklep

Moja opinia:
Pierwsze co mnie uderzyło po otworzeniu butelki to zapach. Ostry, niezbyt przyjemny, nie przypominał mi niczego konkretnego. Ogólnie nie jestem bardzo wrażliwa na zapachy, ale ten wyjątkowo nie przypadł mi do gustu. Działanie kosmetyku po części rekompensuje tą nieciekawą woń. Przede wszystkim dobrze myje, zmywa oleje bez problemu. Jednocześnie jest bardzo łagodny dla włosów, nie wysusza ich, nie plącze. Kupiłam go z nadzieją, że pobudzi moje cebulki do wzrostu, ale w tym aspekcie szału nie zrobił. Włosy rosły w swoim standardowym tempie, pojawiły się pojedyncze bejbiki :) Szampon jest raczej wydajny, jak na kosmetyk bez sulfatów oczywiście. Uważam, że jest godny uwagi ze względu na dobry skład. Moje włosy były z niego zadowolone :) A do zapachu po jakimś czasie się przyzwyczaiłam.


Miałyście? Jaki jest Wasz ulubiony szampon?

środa, 27 marca 2013

Haul włosowy+blogerskie lakiery Wibo

Zacznę od tego, że kwiecień ogłaszam miesiącem bez zakupów kosmetycznych. Muszę zacząć oszczędzać, bo w marcu troszkę (za dużo) jednak pięniędzy wydałam. Założyłam sobie nawet skarbonkę (prawdę mówiąc to dwie), ale zawartość wygląda mizernie. Tak, czy owak z ostatnich zakupów jestem bardzo zadowolona, o niektórych produktach marzyłam już od dawna i zamierzam je stosować tak, żeby wystarczyły na długi czas.
1. Kuracja wzmacniająca od Joanny - rzepka świetnie działa na mój skalp, stosowałam już ampułki, które okazały się strzałem w dziesiątkę! Mam nadzieję, że kuracja będzie równie skuteczna.
2. Ole j Bhringraj - pierwszy egzemplarz kupiłam dla Was, na rozdanie. Drugi jest tylko mój :) Pachnie pięknie, już go kocham :D
3. Szampon Khadi amla - ma bardzo ciekawy skład, może rozwiąże problem z moim przetłuszczającym się skalpem.
4. Olej z avocado - głównie jako dodatek do masek oraz kremów do twarzy.
5. Nierafinowane masło shea - świetnie łagodzi podrażnienia, topię je z olejem dla mamy - używa jako masełko pod oczy.
6. Olej makadamia - gratis od sprzedającego :)
7. Mydełko aleppo 5% - również gratis :)

Jesteście czegoś ciekawe?


Jakiś czas temu uległam pokusie i kupiłam dwa lakiery z blogerskiej kolekcji Wibo. Kolory uśmiechały się do mnie z półki, takie wiosenne, jak mgiełki. Wybrałam najpopularniejszy chyba jasny róż oraz bladą zieleń.
Nigdy nie przepadałam za lakierami tej marki - uważam, że są wyjątkowo nietrwałe. Tym razem było jeszcze gorzej. Konsystencja toporna, lakiery są gęste, okropnie smużą, pędzelek niekształtny. Zielony kryje dopiero po trzech warstwach. Pokryty top coatem (Poshe, SV) zaczął złazić płatami po jednym dniu. Różowy jest trochę lepszy - kryje po dwóch warstwach, wytrzymuje maksymalnie dwa dni.
Kolor piękny, ale co z tego :/ Na serdeczny zaaplikowałam masę perłową.
Paznokcie krótkie ze względu na zabiegi jakie wykonuję w szkole kosmetycznej. Nie chcę drapnąć koeżanki (pracujemy w parach), nie mam takiej wprawy, żeby bez ryzyka skaleczenia nosić długie podczas, np. masażu twarzy, wykonywania peelingu. Teraz mam dłuższe i przez święta mogę poszaleć ;)


Skusiłyście się na te lakiery? Co o nich myślicie?

poniedziałek, 25 marca 2013

Kolor włosów po sześciu myciach od farbowania

Dziś mamy piękny, słoneczny dzień :) Postanowiłam to wykorzystać i uchwycić prawdziwy, nieprzekłamany kolor moich włosów. Od momentu farbowania były myte sześć razy. Kolor "doszedł", wgryzł się odpowiednio we włosy i odrobinkę zmienił odcień. Oceniam to bardzo pozytywnie, kosmyki przestały oddawać barwnik podczas mycia. Odcień jest jednolity, końce i odrost (ten niepokryty wcześniej henną) są w tym samym kolorze :) Jednocześnie włosie wygląda bardzo naturalnie, jak nietknięte farbą, pięknie błyszczy w słońcu :)  Żadne rudości się nie wybijają i mam nadzieję, że już tak zostanie.
Zdjęcie zrobione bez lampy, przy oknie. Te odstające włoski to bejbiki, które ładnie podrosły :) Zwróćcie uwagę na ten wyprost - włosy proste jak druty. Oczywiście ich nie prostowałam, po prostu nie chcą się kręcić. Może to wina długości, mniejszej porowatości, za ciężkiej pielęgnacji, nie wiem. Cały czas są jednak podatne na układanie, bez problemu mogę wyczarować fale, czy loki, np. za pomocą spinek-tukanów (zwijam pojedyncze pasma jak w przypadku koczka ślimaka i podpinam na górze tukanami).

Jak Wam się podoba kolor?
Koleżanka, zapytana czy bardziej pasują mi jasne, czy może ciemne brązy odpowiedziała: "ciemne, bo wtedy jesteś taka wyraźniejsza" :p

piątek, 22 marca 2013

Color(and)Soin - farbowanie włosów po hennie

Dzisiejszy post jest niejako kontynuacją poprzedniego. Chyba mogę tak powiedzieć :) Tak, jak wcześniej mówiłam - rozstałam się z henną. Myślę, że już na stałe. Zrobiłam mały rekonesans trwałych farb do włosów - tych mniej szkodliwych. Przejrzałam opinie, blogi, wszelkie o nich informacje. Trochę ich znalazłam, ale ostatecznie zdecydowałam się na zakup opakowania Color(and)Soin. Wybór koloru nie był najłatwiejszą sprawą. Dlaczego? Na stronie internetowej Color(and)Soin mamy dostępną paletę, klik. Na opakowaniu kolory są zupełnie inne. Na próbniku w aptece zafarbowane włosy mają jeszcze inne odcienie. Brrr, byłam zła i nie mogłam się zdecydować.

Ostatecznie kupiłam farbę w odcieniu 5B z palety brązów. Nie miałam pojęcia, jaki efekt uzyskam. Właściwie to najbardziej zależało mi na równym pokryciu - na moich włosach o to ciężko. Spodziewałam się średniego, zimnego brązu.
Skład
Farba do włosów:
PEG-2 Oleamine, Aqua Puryficata Cocamide DEA, Alcohol Denat., Propylene Glycol, Ethanolamine, Oleic Acid, Tetrasodium EDTA, Sodium Sulfite, Hydrolyzed Vegetable Protein, Sodium Erythorbate, p-Phenylenediamine, p-aminophenol, 4-chlororesorcinol, 2-Methylresorcinol, N,N-Bis (2-Hydroxyethyl) - p-Phenylenediamine Sulfate, 4-Amino-2-Hydroxytoluene, 2,4-Diaminophenoxyethanol HCl.

Utrwalacz:
Aqua Purificate, Hydrogen Peroxide, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Laureth-3, Ceteareth-20, Oxyquinoline Sulfate.

Balsam do włosów:
Aqua Purificata, Quaternium-83, Rosmarinus Officinalis, Imidazolidinyl Urea, Eucalyptus Globulus.

Nakładanie farby
Banalne! Taj, jak w przypadku każdej chemicznej farby - zawartość jednego pojemniczka przelewamy do drugiego pojemniczka z wąskim aplikatorem. Mieszamy i nakładamy. Farba nie śmierdzi tak bardzo, jak te drogeryjne, ale umówmy się, perfumy to też nie są ;) Farbowałam metodą "na olej", tzn., że najpierw naolejowałam suche włosy olejem z kiełków pszenicy, dopiero na to położyłam mieszankę. Trzymałam 40 minut.


Miałam niezłego stracha nakłądając farbę na włosy wielokrotnie hennowane. Istniała obawa, że wyjdzie wredny glon. Ale z drugiej strony potrzebowałam zmiany. Zdecydowałam się i nie żałuję :) Tak wyglądały moje włosy przed farbowaniem:

A tak po farbowaniu:

Włosy wymęczone po całym dniu, odgniotka od gumki, na dodatek różnica w oświetleniu (nie miał mi kto zdjęcia zrobić :/). Ale kolor jest uchwycony - zimny, bardzo ciemny brąz, w cieniu wygląda jak czarny. Co najważniejsze, włosy są jednolite, bez różnicy między odrostem a końcówkami :) Koloryzacja nie wpłynęła na kondycję moich kosmyków, na szczęście nie są wysuszone, ani zniszczone. Ogólnie jestem bardzo zadowolona z efektu. Ciekawe tylko, jak długo się utrzyma...


Farbujecie włosy? Jakimi farbami?

czwartek, 21 marca 2013

Wady farbowania włosów henną

Hennę stosowałam ponad rok - co miesiąc, zazwyczaj był to kolor ciemny brąz. Uważam, że jest ona świetną alternatywą dla farb chemicznych, które niszczą, przesuszają włosy. Posiada wiele zalet, o których już wcześniej pisałam: piękny blask, pogrubienie włosów, odżywienie. Niestety ma także wady, które zaczęły mi coraz bardziej ciążyć, do tego stopnia, że postanowiłam wziąć z nią rozwód ;) Ciekawe? Zapraszam do lektury :)

Gdy włosy są wysokoporowate.
Czyli moje, krótko mówiąc. Przez pierwsze 3-4 miesiące henna wypłukiwała się do zera w ciągu ok. dwóch tygodni. Ech, szkoda było farbować dla tak krótkotrwałego efektu. Ale wraz z kolejnymi koloryzacjami efekt wydłużał się. Minusem było to, że kolor (ciemny brąz) wypłukiwał się do rudości, czy jak kto woli mahoniu. Zimny brąz nabierał ciepłych tonów. Ostatecznie kolor został trwale. Tyle tylko, że końcówki (najbardziej porowate) oddawały barwnik w błyskawicznym tempie - po tygodniu od koloryzaci były już jasno rude. A naturalny odrost? Henna ledwie go "chwytała", kolor wypłukiwał się po kilku dniach! Efekt? Jasne końcówki, naturalny odrost i mahoniowa reszta. Brrr nie mogłam już na to patrzeć :(

Gdy włosy są niskoporowate.
Tego problemu nie doświadczyłam, ale wiem jak takie włosy reagują na roślinny barwnik. Przede wszystkim ciężko je zafarbować - mieszankę trzeba trzymać kilka godzin. Po wielokrotnym farbowaniu końcówki, które nie oddają barwnika tak, jak te porowate, stają się dużo ciemniejsze niż reszta włosów. Czyli problem odwrotny ;) Ale i tak uważam, że lepiej to wygląda niż w pierwszym przypadku.

Problem ogólny.
Czasami mamy ochotę na zmiany. Farbowanie włosów wcześniej pokrytych henną? Hmmm nieciekawa sprawa. Na niemal każdym opakowaniu farby chemicznej możemy przeczytać "nie nakładać na włosy farbowane henną". Co tu zrobić? Dekoloryzacja? Nie jestem przekonana, czy henna, która trwale łączy się z keratyną wypłucze się. Rozjaśniacz? Obawa, że włosy wyjdą zielone, niebieskie, czy cholera wie jakie jeszcze. Pomijam fakt popalonych kosmyków. Szampon przeciwłupieżowy? Nie działa - sprawdziłam. Może soda oczyszczona? Owszem, ale tylko w ciągu 24h od koloryzacji. Ciężko pozbyć się henny z włosów, nie ma co.

Pomijam już fakt, że kolor jest nieprzewidywalny - jak w przypadku każdej roślinnej farby. Poza tym henna może powodować przesusz i plątanie włosów - nie każdemu będzie pasować. 

Nie chcę nikogo zniechęcać do farbowania włosów naturalnymi metodami. Uważam, że każdy powinien sprawę przemyśleć, znać wady i zalety henny, zanim zdecyduje się na koloryzację. Osobiście nie żałuję, że ją stosowałam, lecz nasza przygoda dobiegła końca. Stałam się bardziej wymagająca w stosunku do włosowych produktów, dlatego szukam ideału. Następny post będzie o farbowaniu i o moim nowym kolorze :)


Stosujecie hennę? Co o niej myślicie?


środa, 20 marca 2013

Balsam z enzymami pijawek - recenzja

Witajcie :) Wybaczcie moją dość długą nieobecność na blogu. Ostatnio nie miałam na nic czasu, po powrocie do domu byłam zazwyczaj tak zmęczona, że myślałam już tylko o położeniu się do łóżka. Najgorszy jest zajęty calutki weekend - od ósmej rano do dwudziestej... Ale dla zdobywania nowych kwalifikacji trzeba się czasem poświęcić. Nie uważam tego czasu za stracony. Właśnie uczę się masażu twarzy i muszę poprosić narzeczonego, żeby był moim modelem ;) Krzywdy mu chyba nie zrobię... :p

Dzisiaj przedstawiam Wam rosyjską maskę do pielęgnacji skalpu. Kupiłam ją tutaj. Mój osobisty hicior - produkt, który pokochałam miłością bezwarunkową ;) Stosuję go już ok. dwa miesiące, czekałam żeby zobaczyć na ile wystarcza jedno opakowanie, ale się nie doczekałam :p Zostało mi jeszcze na jakiś miesiąc. Jak na balsam o pojemności 150 ml to naprawdę niezły wynik! A ja nie jestem mistrzynią oszczędności...

Wiem, że produkt może budzić wiele kontrowersji, ostatecznie zawiera substancje pochodzenia zwierzęcego (nie wiem jaka jest opinia wegetarian). Producent zapewnia, że pijawki nie są zabijane. Mimo wszystko cieszy się dużym powodzeniem, ledwie co dorwałam jedną z ostatnich sztuk. Dzień później już ich nie było. Trzeba polować.
Opis:
Laboratorium w Doniecku to połączenie potencjału naukowego kosmetologów, biologów, biochemików i lekarzy dla rozwoju i wprowadzania innowacyjnych kosmetyków, zawierających wyciąg z gruczołów Pijawki lekarskiej.
Naukowcy wspólnie z Uniwersytetami w Moskwie, Doniecku i Bordeaux (Francja) opracowali i wprowadzili metody wykorzystania biologicznie aktywnych substancji pijawki lekarskiej w kosmetologii.
Kosmetyki firmy zatwierdzone przez Ministerstwo Zdrowia w krajach takich jak Rosja, Ukraina, Francja, Grecja, USA, Izrael, Szwajcaria, Bułgaria, Czechy, Łotwa, Litwa i Kazachstan.
Najważniejszą zaletą opracowanej technologii wydobycia wyciągu z gruczołów pijawki lekarskiej jest opatentowany cykl zamknięty, przy którym pijawki chronionych gatunków nie są zabijane.

Działanie :
Aktywne składniki balsamu odżywiają cebulki włosowe, wzmacniają korzenie i zmniejszają wypadanie włosów.
Enzymy pijawki lekarskiej dzięki unikalnej kombinacji naturalnych bioaktywnych substancji poprawiają mikrokrążenie skóry głowy i aktywują odżywianie korzeni włosów. Przedłużają fazę wzrostu włosów, poprawiają ich strukturę
Kofeina i wyciąg z papryki stymulują cebulki włosowe oraz wzrost włosów
Biotyna (witamina H) i proteiny jedwabiu odbudowują strukturę włosa, zapobiegają ich uszkodzenia i suchości
Olej z dzikiej róży i pantenol dodają włosom połysk i miękkość oraz normalizują stan skóry głowy

Przeznaczenie: nadmierne wypadanie włosów, zapobieganie wypadania włosów.

Mechanizm działania
1. Znaczące polepszenie krążenia krwi w naczyniach włosowatych skóry.
2. Intensywny rozwój mieszków włosowych i bardziej intensywne nasycenie składnikami odżywczymi otaczających tkanek.
3. Zwiększenie liczby mieszków włosowych w fazie wzrostu włosów.
4. Brak reakcji alergicznych lub toksycznych.

Stosowanie: stosować jako maskę ​​dla skóry głowy przed myciem włosów. Nanieść na korzenie włosów i delikatnie wmasować. Pozostawić na 15-20 minut. Umyć włosy szamponem. Stosować 2-3 razy w tygodniu.

Składniki aktywne: enzymy pijawki lekarskiej, kofeina, biotyna (witamina H), proteiny jedwabiu, ekstrakt z czerwonej papryki, olej z owoców dzikiej róży, pantenol.


Skład (INCI): aqua, cetearyl octanoate, hirudinea extract, dimethicone, PEG-400, isopropyl myristate, ceteareth, sodium lactate, Dog Rose (Rosa Canina) Hips Oil, Capsicum Annuum Extract, Caffeine., vitamin H (biotin), vitmain F, polyquaternium-10, panthenol, citric acid, Hydrolyzed Silk Protein, Behentrimonium Chloride, cetrimonium chloride, Trideceth-9, 13 amodimethicone, parfume, methylparaben, propylparaben, diazolidinyl urea.

Moja opinia:
Kosmetyk stosowałam trochę inaczej, niż zaleca producent - nakładałam wieczorem, a zmywałam rano (2-3 razy w tygodniu). W momencie rozpoczęcia kuracji nie miałam problemu z nadmiernym wypadaniem włosów, ale podczas mycia, czesania, trochę ich jednak ubywało. Maskę nakładałam
z przyjemnością, ponieważ przyjemnie, delikatnie pachniała i miała idealną, aksamitną konsystencję - nie za rzadką, nie za gęstą.
Pozwalała na dozowanie małej ilości. Zmywała się bezproblemowo, nawet samą odżywką. Po zmyciu skalp był nawilżony, uspokojony. Produkt nie wzmaga przetłuszczania włosów, ale też go nie zmniejsza. Po jakimś czasie zauważyłam, że włoski odrobinę szybciej rosną, wypada ich minimalna ilość. Pojawiło się też trochę bejbików, co mnie najbardziej ucieszyło :)

Chciałabym jeszcze wypróbować mgiełkę z tej serii, ale również jest niedostępna. Cóż, będę na nią polować ;)


Co myślicie? Przekonałam Was?


poniedziałek, 11 marca 2013

Zrobiłam sobie krem!

Nie lubię sklepowych, drogeryjnych kremów do twarzy. Zamiast pielęgnować moją skórę, pogarszają jej stan. Wysuszają, uczulają, zapychają, itp. Wyjątkiem są kremy, na które natknęłam się na allegro sprzedawane przez użytkownika ISAMU1. Absolutnie nie chcę tutaj nikogo i nic reklamować, ale te kosmetyki są tak dobre, że nie mogłam o nich nie wspomnieć. Zamawiałyśmy je razem z mamą, nie zliczę już ile słoiczków zużyłyśmy. Chciałam jednak spróbować czegoś innego, dlatego zrobiłam odpowiednie zamówienie w moim ulubionym sklepie z półproduktami zsk i przystąpiłam do działania :)

Poszłam trochę na łatwiznę zamawiając gotową bazę kremową. Nie mam jednak dużego doświadczenia w kręceniu kremów, więc wybrałam bezpieczniejszy wariant :) Część składników wykorzystam również w pielęgnacji włosów :) Mocznik do płukanek, mleczan sodu do wzbogacenia masek, oleje do zabezpieczania końców, a także jako dodatek do masek.
Kwasu salicylowego do kremu raczej nie dodam. Kupiłam go z zamiarem robienia regularnych peelingów. Będę go rozpuszczać w oleju, może zaryzykuję rozpuszczenie w alkoholu (mocne działanie). Chciałabym ostatecznie pozbyć się lub chociaż ograniczyć ilość tych wstrętnych, czarnych kropek - zaskórników. To moja prawdziwa twarzowa zmora :/
Papierki lakmusowe - zawsze bezpieczniej jest sprawdzić pH gotowego produktu, żeby później nie było niemiłych niespodzianek na skórze. Łyżeczki miarkowe chciałam kupić już dawno, ale zawsze o nich zapominałam ;) Jako gratis dostałam peeling z nasion czarnego bzu - jeszcze go nie używałam.

Poniżej widzicie gotowe kremy: fioletowy na noc, beżowy na dzień. Kolor jest wynikiem dodania ekstraktu z czerwonego wina (mocny barwnik). Nie podam dokładnie proporcji i składu, bo zwyczajnie nie pamiętam, nie zapisywałam nic ;) Pilnowałam tylko, żeby stężenie poszczególnych półproduktów było odpowiednie. W każdym razie kosmetyki bardzo mi odpowiadają. Kremy super nawilżają, nie zapychają, wypryski szybko się goją. Trochę się jednak kleją (wina bazy kremowej) - jedyny mały minus.


Robicie sobie same kosmetki, czy wolicie kupić w sklepie?


niedziela, 10 marca 2013

Ulubione trio od Joanny

Odżywki bez spłukiwania to podstawa pielęgnacji moich włosów. Bez nich nawet nie zaczynam myć głowy! ;) Nie jest to spowodowane jakimś moim dziwactwem, ale prostą logiką. Mam fale, których na sucho się nie czesze, mokre włosy z kolei są bardzo narażone na uszkodzenia, zwłaszcza te wysoko porowate. Dlaczego? Przez rozchylone łuski włos chłonie dużą ilość wody i pęcznieje. Staje się wrażliwy na urazy. Żeby zminimalizować ryzyko uszkodzenia, najpierw nakładam sporą ilość odżywki b/s, dopiero potem rozczesuję włosie.

Odżywki Joanny z serii Naturia spełniają wszystkie moje oczekiwania dotycące tego typu produktu :) Są jednymi z najlepszych w swojej kategorii. Recenzuje je wszystkie razem, ponieważ lubię je jednakowo, jednakowo dobrze działają na moje włosy.
Zaznaczę tylko, że zielona odżywka (zielona herbata i pokrzywa) jest najlżejsza z całej serii, przeznaczona do włosów przetłuszczających się, ponieważ nie obciąża ich. Czerwona (mak i bawełna) do włosów farbowanych, żółta (miód i cytryna) do włosów suchych i zniszczonych - mają bardzo podobne działanie. W całej serii jest jeszcze wersja
fioletowa (mięta i wrzos) do włosów normalnych oraz niebieska (len i rumianek) do włosów po trwałej ondulacji, rozjaśnianiu, ale przyznam że ich nie miałam, ponieważ w moim mieście są trudno dostępne. Gdy się na nie natknę - na pewno kupię :)

Cena: 4,50 zł.
Dostępność: sieci Tesco, Real, małe osiedlowe drogerie, kioski.

Opakowanie
Bardzo wygodne i poręczne. Klapka z dziurką pozwala na wyciśnięcie takiej ilości kosmetyku, jaką potrzebujemy. Nic się nie marnuje, ponieważ gdy produkt się kończy, butelkę można postawić na klapce - odżywka spłynie do niej.
Skład
Akurat mam pod ręką wersję z miodem i cytryną. Pozostałe się niewiele różnią, właściwie tylko ekstraktami. Plusem jest brak silikonów i substancji obciążających włos. Skład nie jest idealny, zawiera DMDM HYDANTOIN - niektóre z Was mogą być uczulone na ten konserwant!
Konsystencja
Zdecydowanie na plus, odżywka jest rzadka, nie lepi się. To pozwala na lepsze dozowanie. Potrzebujemy dociążenia - nakładamy więcej, boimi się przeciążenia - mniej.

Zapach
Wszystkie wersje, które miałam pachną przyjemnie, delikanie i nienachalnie. Zapach jest dość naturalny, niezbyt chemiczny, nie utrzymuje się na włosach.

Działanie
Tych odżywek używam na dwa sposoby. Po pierwsze bezpośrednio na mokre włosy tuż po myciu. Stosuję dość sporą ilość, ponieważ boję się uszkodzeń spowodowanych szczotkowaniem mokrych włosów. Produkt niweluje te uszkodzenia, na całe szczęście :) Dodatkowo trochę dociąża moje lekkie włosy, jednocześnie ich nie przeciążając. Nawilża i sprawia, że lepiej się układają, bardziej falują. Czasem ugniatam włosy na tą właśnie odżywkę. Są wtedy sypkie, sprężyste, nieposklejane (jak w przypadku żelu) i pięknie lśnią. Odżywka ułatwia rozczesywanie. Drugim sposobem jej stosowanie jest mieszanie z nią oleju. Najczęściej w proporcji 1:1. Taką maź z powodzeniem stosuję do olejowania włosów. Działanie oleju jest wtedy silniejsze, dogłębnie nawilża włosy. Nakładanie samego oleju na suche włosy nie daje tak dobrych rezultatów.


Miałyście którąś wersję? Lubicie? A może polecicie mi inną dobrą odżywkę b/s?
Miłej niedzieli :)

piątek, 8 marca 2013

Wyniki rozdania :)

Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w moim rozdaniu :) Cieszę się, że kosmetyki, które wybrałam spodobały się Wam. Wyniki postanowiłam ogłosić dziś, w dniu kobiet, aby jednej z Was zrobić prezent :) Uwaga, uwaga, nagrodę zdobywa...

Gratuluję Ci kochana, już spieszę pisać maila :) A wszystkim kobietkom życzę mnóstwa szczęśliwych i kolorowych chwil :) Sama zmykam spędzić ten dzień w towarzystwie ukochanego.

niedziela, 3 marca 2013

Maska z korzenia rabarbaru

Zioła generalnie działają na moje włosy wysuszająco. Długo myślałam nad sposobem ich wykorzystywania, żeby uniknąć takiego efektu. I znalazłam :) Pierwowzór znajduje się w tym poście na blogu Smallrosie. Ona zastosowała maskę w celu rozjaśnienia blond włosów do jeszcze jaśniejszego blondu. Brunetki nie mają co liczyć na zmianę koloru :) Ale na wspaniałe odżywienie i nawilżenie - owszem :)
Zioła kupiłam w sklepie zielarskim koło mojego bloku :) Kosztowały 3,50 zł.
Była to wersja rozdrobniona, ale nie zmielona. 
Do sporządzenia maski potrzebowałam proszku, więc korzeń zmieliłam w młynku do kawy. Zużyłam całe opakowanie.
Do ziół dodałam 2 łyżki oleju łopianowego, sok z połówki cytryny, tyle gorącej wody, by powstała odpowiednia konsystencja oraz 2 łyżki odżywki bezsilikonowej. Papkę nałożyłam na umyte, mokre włosy i trzymałam pod czepkiem godzinę. Zmyłam szamponem i nałożyłam maskę. Papka nie nakładała się zbyt fajnie, spadała z włosów, nie mogłam ich równo pokryć. Warto pamiętać, że korzeń rzewienia ma właściwości barwiące (na żółto), dlatego dobrze jest użyć rękawiczek.

Efekt? Cudowne nawilżenie i odżywienie! Włosy stały się bardzo gładkie, dociążone, zdyscyplinowane, no i rozprostowane. O żadnym przesuszeniu, czy puchu mowy nie ma. Warto się przemęczyć z niewygodną paćką, żeby uzyskać taki efekt. Przy okazji możecie zobaczyć moje świeżo podcięte końce. Pozbyłam się ok. 2 - 2,5 cm. Musiałam to zrobić, ponieważ susza i połamane kosmyki sprawiały, że moja fryzura pozostawiała wiele do życzenia. Myślałam, że wyjdzie krzywo (obcinałam sama swoimi Jaguarami), ale widzę że jest idealnie :)


Stosujecie zioła? W jakiej postaci?

piątek, 1 marca 2013

Haul :)

Dziś pochwalę się kosmetykami, które nabyłam w ciągu ostanich dni :) Nie jest tego dużo, ale cieszy. Oczywiście nie liczę dezodorantu, żelu pod prysznic, itp. - te rzeczy chyba mało kogo interesują ;)

1. Mayfair - puder matujący. Mam do niego sentyment, ponieważ gdy byłam małą dziewczynką, stosowała go moja babcia :) Produkt legendarny, pachnie właśnie tak "babcinie". Wybrałam odcień transparentny.
2. Flormar - róż i bronzer, 2 w 1 :) Zakochałam się w nim od pierwszego użycia! Pięknie wygląda na twarzy, bardzo naturalnie, można stopniować efekt. Mam odcień P115.
3. Korektor w płynie Miss Sporty (odcień light) - dla mnie najlepszy ;)
4. Miss Sporty - lakier w kolorze brzoskwiniowym - uwielbiam ten kolor.
5. Dermacol - za ciężki do stosowania solo (chyba, że jako korektor), lepiej zmieszać z kremem lub z innym podkładem.
6. Batiste - suchy szampon o zapachu koronki :) Mam spory problem z przetłuszczającymi się włosami...

Do zdjęcia nie załapał się tusz do rzęs w tubce od Celii. Jest tak mały, że go przeoczyłam ;)


Kupiłyście ostatnio coś ciekawego? ;)
Życzę miłego weekendu :)